piątek, 8 kwietnia 2011

52...plaża

Suzue wtuliła się w gitarzystę
-Chcę żeby ta chwila trwała wiecznie
-Nie mogę Ci obiecać, że będzie trwała wiecznie ale jeśli chcesz może trwać cały dzień, a późnień każdy poranek jeśli tylko się znowu do mnie wprowadzisz.
-Cały dzień w łóżku? Może być ciekawie. A co do wprowadzenia się to nawet kuszące musiał bym tylko znieść twoje lunatykowanie do lodówki po mleko.
-Czy to była zgoda?
-Jeszcze nie. Za dużo pracy wszyscy włożyli w to mieszkanie żeby tak szybko się z niego wynosić.
Hiroto przytulił ją jeszcze mocniej do siebie. Przez głowę dziewczyny przeleciało raptem tysiąc myśli. Usiadła raptem a po jej policzku spłynęła łza.
-Co się stało?
-Wyjdź. Proszę Cię wyjdź.
-Nie zrobię tego, nie mogę.-wstał i przytulił ją do siebie- Co się stało? Coś nie tak zrobiłem, coś powiedziałem?
-Nie
-Więc o co chodzi?
-Bo jest za dobrze. A zawsze kiedy jest dobrze coś się dzieje i wszystko się rozpada. Boje się, że tym razem też będzie coś nie tak i Cię stracę już na zawsze.
-Będę przy Tobie zawsze tylko pozwól mi na to. I nic się już nie wydarzy złego, tym razem się nic nie zepsuje.
Teraz i po jego policzkach spłynęły łzy, rozumiał ją i to bardzo dobrze. Tyle razy myślał, że już ją stracił, bał się, że w końcu to może się stać. Pocałowała go. ich łzy mieszały się na twarzach.
-Ubierz się jedziemy.
-Gdzie?- Suzue była na prawdę mocno zdziwioną raptowną zmianą planów.
-Nie wiem.
Podczas gdy Suzue brała prysznic i się ubierała Hiroto zrobił im śniadanie. Gdy zjedli podjechali najpierw do domu gitarzysty by ten mógł przebrać się w świeże ubranie i jechali przed siebie. Nie wiedzieli gdzie jadą, po prostu jechali. Po drodze zatrzymali się na obiad i ruszyli w dalszą drogę. Zatrzymali się dopiero na parkingu przed plażą. Wysiedli z samochodu i poszli nad wodę. Usiedli na piasku i obserwowali fale uderzające o brzeg, a nad nimi zachodzące słońce. Nie musieli nic mówić, było im dobrze rozumieli siebie bez słów.
-Wracajmy- pocałował ją i wstali
Ruszyli w stronę domu.
-Jak Ci się podobał dzisiejszy dzień?
-Był cudowny bo z Tobą.
-Czyli nie masz nic przeciwko,  że ciągnąłem Cię tyle czasu tylko na zachód słońca?
-Nie, było warto
Powrót zajął im mniej czasu niż jazda w tamtą stronę ale jednak i tak długo to trwało. Dojechali pod mieszkanie gitarzysty w środku nocy.
-Śpisz dziś u mnie, zanim Cię odwiozę do Ciebie minie jeszcze trochę czasu a musisz się wyspać. Jakieś twoje ubrania zostały u mnie więc nie masz żadnej wymówki.
-Nie próbowała bym się nawet wykręcać jestem taka padnięta.
-Więc chodź.
Weszli na górę, szybko się umyli i momentalnie zasnęli wtuleni w siebie.

3 komentarze: